„W unijnym prawie o klimacie zobowiązaliśmy się w sposób wiążący, że uczynimy Europę pierwszym na świecie kontynentem neutralnym dla klimatu.” Takimi słowami rozpoczyna się wpis na polskojęzycznej wersji strony Komisji Europejskiej dotyczącej tak zwanego „Zielonego Ładu”. Zgrabnie podsumowuje to wspomnianą w tytule tego artykułu szlachetność tego projektu. Wszyscy przecież chcielibyśmy czystszego powietrza, niezanieczyszczonych rzek oraz powstrzymania zmian klimatu, które powoli zaczynają być coraz bardziej widoczne gołym okiem. Niestety przy wszystkich dobrych intencjach KE plan ten jest mocno szkodliwy dla Europy, a wręcz może tworzyć zagrożenie – lecz nie natury klimatycznej, a gospodarczej i strategicznej.
W poniższym artykule postaram się więc Państwu przybliżyć, na przykładzie niektórych z założeń tego rozległego projektu, czemu – w szerszym spojrzeniu na sprawę klimatu – „Zielony Ład” to mrzonka? Naświetlę też zagrożenie dla interesów całego naszego kontynentu, kryjące się w niektórych z jego punktów.
„Wszystkie 27 państw członkowskich zobowiązało się do przekształcenia UE w pierwszy kontynent neutralny dla klimatu do 2050 r. Aby osiągnąć ten cel zadeklarowały, że ograniczą emisje gazów cieplarnianych o co najmniej 55 proc. do 2030 r. w stosunku do poziomów z 1990 r.” To kolejny cytat ze strony KE, mówiący o tym do jakich poziomów kolektywnie państwa Unii zobowiązały się obniżyć swoją emisję gazów cieplarnianych.
Jednak na załączonej grafice opracowanej przez platformę „Statista” na podstawie danych zebranych przez tą samą KE, która namawia za wprowadzeniem „Zielonego Ładu”, możemy zauważyć, iż Europa przez 51 lat, których dotyczą akurat te statystyki, wyprodukowała znacząco mniej gazów cieplarnianych niż pojedyncze kraje spoza UE. Tymi krajami są Stany Zjednoczone, Chiny, czy Rosja. Poniżej mam dla państwa kolejną grafikę, opracowaną przez organizację „Światowego Forum Ekonomicznego” (WEF-World Economic Forum), która tym razem skupia się jedynie na roku 2017.
Wyraźnie możemy zauważyć na niej, jaki udział procentowy w emisji CO2przypada na 15 najbardziej emisyjnych krajów. Jeśli dobrze się przyjrzymy, ta piętnastka łącznie odpowiada za 72,2% wszystkich globalnych emisji. Po dalszej analizie zauważymy, że w tej grupie jest tylko jedno państwo z 27 krajów, które ma obowiązywać „Zielony Ład” i są to Niemcy. One same także odpowiadają za jedynie 2,2% emisji, co pozostawia równe 70% wyprodukowanego dwutlenku węgla przez pozostałe czternaście krajów z listy. Tymi danymi chciałem wyjść do argumentu, czemu „Zielony Ład” w obecnej postaci to jedynie mrzonka.
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że niemalże cały kontynent produkuje mniej zanieczyszczeń niż pojedyncze kraje z listy, mamy obraz tego, jak bardzo nieistotne są tak drastyczne zmiany w strukturze produkcji energii oraz udziale emisyjnego transportu w skali całego globu. Nie twierdzę tutaj też, iż w ogóle powinniśmy zaprzestać wspierania tej przemiany, a jedynie zaznaczam iż postanowione przez KE cele są niemożliwe do zrealizowania, albo jeśli będą w ten sposób realizowane bez zmian, tworzą niebezpieczeństwo dla dobrobytu nas wszystkich.
Niestety żyjemy w czasach niespokojnych z geopolitycznego punktu widzenia. Obecnie na naszym kontynencie mamy otwarty konflikt zbrojny, który już w swojej skali przekroczył niesławną wojnę na Bałkanach. Tu możemy idealnie zobrazować na przykładzie Niemiec, jakie zagrożenia może przynieść zbyt gwałtowna zmiana w sektorze energetycznym. Nasi zachodni sąsiedzi zdecydowali bowiem pozbyć się relatywnie czystej nieemisyjnej energii nuklearnej, na rzecz taniego ówcześnie niskoemisyjnego gazu z Rosji. Jednakże po wybuchu konfliktu, przed którym przestrzegała Polska i kraje bałtyckie, import gazu z Rosji stanął Niemcom niczym ość w gardle. Odcięci od tego źródła energii zmuszeni są teraz – po rozbiórce swoich elektrowni atomowych – uciekać się do użytkowania węgla brunatnego, by zrekompensować sobie braki w gazie. Węgiel brunatny jednak to bardzo nisko kaloryczne i bardzo zanieczyszczające paliwo. Jego wydajność jest tak niska, że elektrownie nim napędzane budowane są jedynie w bezpośrednim pobliżu złóż, gdyż przewóz tego rodzaju węgla na większe odległości byłby bardziej kosztowny niż energia z niego uzyskana. Takim sposobem jeden z krajów Unii, który już i tak był odpowiedzialny za największą emisję, zamiast zmniejszać swoją produkcję gazów cieplarnianych, jeszcze ją zwiększył. Ten przykład pokazuje nam jak racjonalnie powinniśmy stopniowo przechodzić na „zielone” źródła energii, oraz nie likwidować emisyjnej infrastruktury energetycznej, na wypadek konieczności powrotu w warunkach skrajnych. W innym wypadku może się to drastycznie odbić na naszym potencjalnym bezpieczeństwie gospodarczym.
Warto także zaznaczyć, że nie wszystkie bezemisyjne źródła energii są niezawodne w użytkowaniu. Mam tu na myśli elektrownie wiatrowe oraz elektrownie solarne, które produkując energię elektryczną muszą ją od razu spożytkować, jako że nie ma skutecznego sposobu na przechowywanie tej energii. Jeśli mamy nadwyżkę produkcyjną w wietrzny (dla elektrowni wiatrowych) lub słoneczny(dla elektrowni solarnych) dzień, część energii zostaje zmarnowana, gdyż sieć nie ma w danym momencie zapotrzebowania na określoną ilość energii. Jest także drugi, gorszy scenariusz, w momencie gdy mamy dni, podczas których ilość wiatru lub promieni słonecznych jest ograniczona, wtedy nie posiadamy zmagazynowanej energii i w efekcie tworzą się niedostatki w sieci. To stwarza sytuację, w której z powodu braków energii może zatrzymać się kluczowa dla gospodarki, czy nawet funkcjonowania państwa infrastruktura.
Czytając projekt „Zielonego Ładu”, cały czas spotykamy się ze stwierdzeniem „konieczności zmniejszenia emisji CO2”. Jest to jak najbardziej potrzebna inicjatywa dla naszej planety. Niestety to jakim kosztem, zarówno pieniędzy wydanych na restrukturyzację, jak i potencjalnie straconych przez zastoje gospodarcze, spowodowane brakami energii, dochodzę do wniosku iż każdy, w którego jest to mocy powinien blokować dojście do skutku tego projektu, w takiej postaci, w jakiej obecnie się znajduje. Krótkowzroczność tego planu napawa niepokojem, dlatego uważam to za szkodliwą mrzonkę, mimo szlachetnych intencji.
Kacper Ryniak – ekspert Instytutu im. Romana Rybarskiego