Minister Gliński lubił budować muzea, spośród których najważniejszym było bez wątpienia Muzeum Historii Polski. Jak jednak dobrze „opowiedzieć”  historię tak niezwykłego kraju? Muzeum to przecież nie tylko zbiory i prowadzona w nim narracja – to szczególny rodzaj budynku publicznego, który z definicji powinien pozytywnie wyróżniać się wśród typowej zabudowy. A muzeum tak ważne jak MHP powinno stać się z pewnością czymś jeszcze: emanacją dziejów Polski, formą rozpoznawalną z czasem jako pewien symbol – być może na równi z tak ikonicznymi budowlami jak wieża Eiffla, Biblioteka Nowojorska lub chociażby Teatr Wielki w Warszawie.

Tymczasem na Cytadeli Warszawskiej powstał prostopadłościan bez żadnego formalnego związku nie tylko z funkcją i miejscem powstania, ale przede wszystkim z historią Polski. Rzekome odniesienia do wybranych symboli polskiej architektury są bowiem śladowe, a przy tym tak naiwne (rzezane w kamieniu motywy zakopiańskie) i przypadkowe, że wręcz obrażają inteligencję odbiorcy. Podobnie zresztą jak narracja o nawarstwianiu historii poprzez nawarstwianie kamieni (czyżby nawiązanie do opinii Bartłomieja Sienkiewicza na temat Polskich Inwestycji Rozwojowych?)

Otrzymaliśmy w efekcie pojemnik – szafę z szufladami („kieszeniami”) na artefakty, która w swej zglobalizowanej istocie tym tylko różni się od przyautostradowego centrum logistycznego, że obłożono ją  kamieniem. I to kamieniem nawet niepochodzącym z Polski, tak jakby na terenach historycznej Rzeczypospolitej (o której historii Muzeum ma przecież opowiadać) nie było nic lepszego od myszowatego, portugalskiego marmuru.

Ale może jest jednak w tym pomyśle głębszy sens? Bo teraz kolejni funkcjonariusze Ministerstwa Kultury wyjmą sobie szufladę z „patriotyzmem jutra”, a wsuną własną, np. wypchaną po brzegi polish woke & joke.

W tym kontekście gorzkie słowa Jana Gwalberta Pawlikowskiego sprzed stulecia nie tylko nie straciły na aktualności, ale wręcz nabrały nowego znaczenia: Szkoda że domy nie chcą (…) zdychać… Ale i im przyjdzie kiedyś taki koniec. A gdy zapadną się w ziemię jak starożytna Troja (…) archeologowie przyszłości będą się zastanawiać nad tern, ile to warstw najazdów obcych przeszło przez ten kraj. Najazdy były, ale sprowadzone dobrowolnie, tak jak niegdyś ów najazd Waregów na Ruś: „przyjdźcie i rządźcie nami, bo sami nie umiemy“.

Mamy więc taką architekturę na jaką sobie zasłużyliśmy, choć moim zdaniem nie taką na jaką zasłużyli sobie nawet nasi najgorsi przodkowie. Ani nasze dzieci.

Michał Domińczak