Architektura jest jak powietrze – na ogół nie zauważamy jej istnienia, a dostrzegamy tylko wtedy gdy jest bardzo złej lub wyjątkowo dobrej jakości. Poza tym, podobnie jak powietrze, otacza nas prawie zawsze i niemal wszędzie. I tak jak ono jest nam potrzebna do życia, choć zachowujemy się jakby była zbędna.

Takich analogii jest więcej, bo wprawdzie z powietrza teoretycznie tylko tlen jest niezbędny do podtrzymania funkcji życiowych, to przecież nie możemy przyswajać go samodzielnie. Architekturę również „przyswajamy” dobrze wyłącznie wtedy, gdy zachowuje właściwe proporcje między trwałością, użytecznością i pięknem, choć ze społecznego punktu widzenia to ostatnie jest najważniejsze.

I być może właśnie dlatego (niestety!) traktujemy architekturę jak powietrze. Zauważamy ją najczęściej po powrocie z miejsc, które zachwycają nas swoim pięknem i harmonią, tak jak wracając z lasu albo wysokich gór odczuwamy przenikliwy „zapach” miasta. Wtedy dopiero zaczyna doskwierać nam to czego na co dzień nie widzimy (lub widzieć nie chcemy), bo podobnie jak do miejskiego powietrza przyzwyczailiśmy się i do miejskiej brzydoty.

Potrafimy zażarcie dyskutować o sprawach absolutnie trzeciorzędnych i walczyć za sprawy niemające żadnego znaczenia dla przyszłości, ale konia z rzędem temu, kto wśród polskich intelektualnych elit znajdzie ludzi, których porusza architektura. Kogoś, kto będąc wpływowym politykiem, prawnikiem, lekarzem, publicystą przejmuje się tym co buduje się w jego kraju, mieście czy dzielnicy.

Mówiąc wprost – współczesna wszechobecna brzydota i chaos przestrzenny są również efektem naszej obojętności. Jeżeli błędy prawników kryją więzienia, a błędy lekarzy kryje ziemia, to błędy architektów trwają przez pokolenia. I dlatego architektura jest zbyt poważną sprawą żeby zostawić ją wyłącznie architektom.

Michał Domińczak